ZIMOWE PODBOJE POGORII IV

Po kilku próbach wspólnego zanurkowania, zmianach planów, dat, akwenów, odwoływań, przywoływań… w końcu się udało. Dogranie sprawy trwało kilka dni, ale po paru sprzętowo-dojazdowo-personalnych telefonach, logistyka wypadu została dopięta na ostatni guzik i chłopcy w ilości dwóch – Wojtek i Michał stawili się w miejscu wyznaczonym na spotkanie i tu pierwsza wpadka Magdy – brak stawienia. Jednak taki stan rzeczy trwał zaledwie kilka minut, po których cała trójka była w komplecie.

Po błyskawicznym przywitaniu postanowili wyruszyć na poszukiwania wody. Magda jako pilot sprawdziła się rewelacyjnie. W swojej pomarańczowej błyskawicy dzielnie prowadziła po meandrach dróg w Dąbrowie Górniczej i po niedługim czasie przyjechali na miejsce, gdzie wyszły na jaw pewne braki w osprzętowaniu jednego z uczestników wyprawy (ostatnia wpadka Magdy), które w ekspresowym tempie udało się zażegnać.

Oczywiście warto do wody wchodzić w oznakowanych miejscach. Tak też było w tym przypadku – zejście do wody nastąpiło przy oznakowaniu ‘kąpiel wzbroniona’. Ale niech to czytających nie zmyli - nikt z bohaterów dzisiejszego dnia nie przyjechał się tu kąpać.

Przygotowania sprzętu trwały parę chwil. Tu można było zauważyć pewne opóźnienie jednego z mężczyzn, co można wytłumaczyć tym, że posiadał on dwie, a nie jak pozostali tylko jedną butlę.

Gdy już nastąpił wyczekiwany moment i wszyscy znaleźli się w wodzie, zdołali tyko pokrótce omówić plan nurkowania i nastąpiło zanurzenie, następnie wynurzenie, odnalezienie się i ponowne zanurzenie.

Pogoria okazała się bardzo wstydliwa i odsłaniała swój podwodny świat zaledwie na metr, chociaż sporadycznie gratisowo dorzucała jakieś 20 cm. Dno zbiornika było urozmaicone plątaniną gałęzi, przez które nasi nurkowie dzielnie się przedzierali przy okazji tak minimalizując pole widzenia, że było konieczne ponowne wynurzenie w celu odnalezienia się. W tym momencie nastąpiła szybka wymiana zdań na temat widoczności, temperatury wody (2 st), głębokości (nie wiem ile było), bujności życia podwodnego – tak ogólnie o sensowności tej wyprawy.

Kolejne zanurzenie. Tym razem rewelacyjnie panując nad pływalnością unosili się nad koronami martwych drzew. Podwodne lawirowanie pewnie nie miałoby końca, gdyby organizmy nurków nie zaczęły upominać się o odrobinę ciepła. I tak nastąpiło szybkie ustalenie kierunku, w który należy się udać i tam tez cała trójka się udała. Jak to zawsze przy wynurzaniu, wszystkim towarzyszyła chwila niepewności „czy to oby na pewno dobry brzeg”, ale kompas okazał się niezawodny, tak samo jak jedyna osoba, która taki wynalazek posiadała. Wyjście i rozszpejowanie sprzętu nastąpiło dość sprawnie (w przypadku zestawów jednobutlowych, zestaw dwubutlowy nie będzie ponownie skomentowany). Z powodu zimna omówienie całokształtu dzisiejszego dnia i planów na przyszłość zostało przeniesione do mieszkania Magdy, gdzie popijając faworki sodką kawą postanowili, że podobne wypady należy kontynuować.

Na zakończenie cytat z wypowiedzi Wojtka po przemyśleniu całokształtu wyjazdu: „maluchem, w zimie, na kąpiel w miejscu gdzie nie wolno się kąpać”. Resztę przemyśleń pozostawiam czytelnikowi….

Magda

Reszta zdjęcia do obejrzenia w galerii.


Muszę dorzucić kilka słów komentarza
(wersja poprawiona przez Wojtka B)

Po kilku próbach wspólnego zanurkowania, zmianach planów, dat, akwenów, odwoływań, przywoływań… w końcu się udało.

No chyba oczywiste, że rozsądni ludzie (a przecież ja taki jestem czyż nie?) w zimie siedzą w domu i oglądają telewizje a nie pakują się do lodowatej wody. Długo nie mogłem się zdecydować na ten desperacki krok mając w perspektywie, że stracę może najciekawszy odcinek „M jak miłość”, jaki dotąd dane mi było oglądać. No, ale skoro byłem tak długo namawiany pomyślałem, że nie wypada już dłużej odmawiać i pojechałem w nieznane….

W swojej pomarańczowej błyskawicy dzielnie prowadziła po meandrach dróg w Dąbrowie Górniczej.

Hihihi… jakbyście zobaczyli jak ten kaszlak osiąga prędkość ponaddźwiękową…..ponad tym dźwiękiem znaczy nie było już nic słychać w promieniu kilkuset metrów a i w jeździe terenowej nie ma sobie równych.

gdzie wyszły na jaw pewne braki w osprzętowaniu jednego z uczestników wyprawy

Ponieważ o moim zapominalstwie to krążą już legendy, więc chciałbym to szczególnie zaznaczyć, że tym razem to nie ja czegoś zapomniałem.

Tu można było zauważyć pewne opóźnienie jednego z mężczyzn, co można wytłumaczyć tym, że posiadał on dwie, a nie jak pozostali tylko jedną butlę.

Ale, o co chodzi…. ?!?
Znowu zapier… i zapier… człowiek nie ma chwili dla siebie…

W tym momencie nastąpiła szybka wymiana zdań na temat widoczności, temperatury wody (2 st), głębokości (nie wiem ile było), bujności życia podwodnego – tak ogólnie o sensowności tej wyprawy.

Początkowo plan był ambitny – dopłynąć do wysepek, ale jak się drugi raz zgubiliśmy po wynurzeniu doszliśmy do wniosku, że wszystko jedno, dokąd dalej popłyniemy, bo i tak wszędzie gówno widać.
Akwen rzeczywiście pełen ryb szkoda tylko, że wszystkie się tak dokładnie pochowały.

ale kompas okazał się niezawodny, tak samo jak jedyna osoba, która taki wynalazek posiadała

No chyba nie ma wątpliwości, kto był głównym nawigatorem??
Teraz już wiem, dlaczego pływając z Wojtkiem N. po Zakrzówku nigdy nie mogę trafić do celu…..On musi emitować jakieś pole magnetyczne, które zakłóca pracę kompasu, raz go zabrakło i proszę… nawigacja idealna.

Wyjście i rozszpejowanie sprzętu nastąpiło dość sprawnie (w przypadku zestawów jednobutlowych, zestaw dwubutlowy nie będzie ponownie skomentowany).

Permanentna inwigilacja….

Na zakończenie cytat z wypowiedzi Wojtka po przemyśleniu całokształtu wyjazdu: „maluchem, w zimie, na kąpiel w miejscu gdzie nie wolno się kąpać”. Resztę przemyśleń pozostawiam czytelnikowi….

No i co tu więcej dodawać…? Korba, że aż miło…. :)

Dodam jeszcze, że Magda, która ten tekst napisała to nie Magda, którą wszyscy znacie.W przyszły weekend będzie kontynuacja naszych wspólnych wypraw tym razem planujemy wyprawę do smoka na Zakrzówku i oczywiście wszystkich chętnych zapraszamy.
Ponieważ Wojtek N. ma nogę w Gipsie to może ponownie popływamy na kompas :)

Pozdawiam
Wojtek B.